Sumienie polityka [Felieton]

Sumienie polityka [Felieton]

Nie odważyłbym się na recenzowanie tego co przekazał nam, tworzącym nową organizację na Cieszyńskiej Ziemi, Pan dr hab. Profesor Tadeusz Sławek. Przekazuję wszystkim czytającym portal Cieszy.pl poniższy artykuł w oryginale. Został on napisany 17 lat temu na zamówienie grupy tworzącej nową organizację polityczną. Na ile organizacja skorzystała z rad w nim zawartych, a na ile artykuł jest uniwersalny i aktualny? Na ile dotyczy współcześnie rządzących naszym krajem, województwami a szczególnie naszym powiatem i naszym Cieszynem? Osądźcie sami.

Życzę owocnej lektury i pozdrawiam!

Mirosław Kożdoń

“Człowiek bez konsekwencji.” Autor:Tadeusz Sławek

Wiele pisze się o ekologicznych zobowiązaniach człowieka domagających się od nas troski o stan naturalnego środowiska. Nie brak też materiałów świadczących dowodnie o dramatycznych efektach lekceważenia owych zobowiązań. Tropiąc z całą słusznością tych, którzy zatruwają atmosferę i wycinają lasy, z wyrozumiałością przyglądamy się tym, którzy niszczą tkankę życia społecznego, a nawet – co jeszcze bardziej niepokojące – zachowują się tak, jakby tkanki owej już nie było. Polska scena publiczna opanowana jest dzisiaj przez ludzi przeświadczonych o tym, iż prawdziwy polityk jest człowiekiem nie tyle „bez właściwości”, co bez konsekwencji.

Prominentni politycy złapani po wielokroć na mijaniu się z prawdą, na niefrasobliwej nieudolności lub pogrążeni w mroku poważnych podejrzeń o działalność przestępczą, pełnią bez najmniejszych choćby oznak wahania dalej swoje funkcje, a efekt ich postępowania dla morale życia publicznego można porównać ze skutkami wycieku setek tysięcy ton ropy osadzających się na plażach Hiszpanii. Pogarda dla norm społecznych jest bowiem cechą naczelną człowieka bez konsekwencji. Nie uznaje on (lub ona) zasady odpowiedzialności, która wymaga od nas zdania sobie sprawy, iż artykulacja naszych opinii, a także nasze decyzje, nie mieszczą się wyłącznie w sferze prywatności, lecz rezonują w przestrzeni społecznej wpływając na jej kształt i jakość. Stąd postępowanie polityczne winno wynikać z głębokiej rozwagi i zastanowienia, których jaskrawy brak widać w Polsce na każdym kroku. Kto wypowiada się publicznie (a polityk w sposób oczywisty znajduje się w takiej sytuacji) musi wiedzieć, iż jego myśl – z całym poszanowaniem jego indywidualności i prawa do prywatności – może w każdej chwili znaleźć odbicie w sferze społecznej, a co za tym idzie bycie politykiem jest tożsame z podjęciem odpowiedzialności za kształt myślenia kreującego sferę publiczną. Ta odpowiedzialność przeżywa dzisiaj głęboki kryzys.

Polityk stał się człowiekiem „bez konsekwencji”, gdyż albo przypisuje sobie miejsce ponad obowiązującymi normami (wówczas słowo „konsekwencje” jest dla niego pojęciem pustym, rzeczą nieistniejącą), lub też chroni się w osłaniającej go formalnej lub nieformalnej grupie popleczników (konsekwencje istnieją, lecz stają się teraz przedmiotem sprytnej rozgrywki; trudno o lepszy przykład tego typu sytuacji, niż Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji).

Polityk “bez konsekwencji”, pozbawiony zbawiennego dystansu do samego siebie, żyje iluzją mocy. Złudzenie to powstaje z fałszywego przekonania o nadzwyczajności własnej pozycji albo z równie złudnego mniemania o niezachwianej potędze swojego ugrupowania. W istocie obydwa te złudzenia (często wspierane pieczołowitymi zabiegami medialnymi) wynikają ze ściśle prowadzonego przez daną grupę rachunku politycznych zysków i strat: „mocny człowiek” okazuje się zakładnikiem wspierającej go grupy, która sama nieustannie przebudowuje swoje wewnętrzne towarzysko-decyzyjne układy. Oto jeszcze inny aspekt polityka jako człowieka „bez konsekwencji”: w każdej chwili może zdać sobie sprawę z tego, iż jako partyjny liczman jest doskonale wymienialny, jest człowiekiem do łatwego zastąpienia, a zatem należy odpowiednio szybko wykorzystać dane mu chwilowo możliwości.

Mówiąc jeszcze inaczej, polityk jest człowiekiem żyjącym w stanie głębokiego „zadłużenia”. Nie chodzi tu jednak o zaciągnięcie kredytu zaufania u wyborców, lecz głównie o kredyt wsparcia udzielonego mu przez odpowiednie lobby i grupy nacisku, dla obrony interesu których (oraz dla przedłużenia okresu swojej władzy) polityk będzie niezmiennie trwał na zajmowanym stanowisku niezależnie od gęstniejącym nad nim chmur podejrzenia. Stąd gorsząca i powtarzająca się niezmiennie w każdej dwuznacznej sytuacji argumentacja powołująca się na literę prawa. „Prawo nie zabrania” stało się trzonem sycylijskiej obrony polityka bez konsekwencji na szachownicy politycznej gry. „Zadłużenie”, o którym mówiliśmy, polityk chciałby mierzyć jedynie literą prawnego przepisu, nie zaś podstawową i fundamentalną miarą przyzwoitości. Z jednej strony jest więc polityk bez konsekwencji, który pozornie przestrzegając litery prawa, faktycznie okazuje mu skrajne lekceważenie, bowiem nie zwraca uwagi na to, co stanowi podstawę każdego prawa: gotowość do ponoszenia konsekwencji za własne czyny. Z drugiej strony mamy polityka odpowiedzialnego, którego działanie czerpie siły z idei „zadłużenia” jako niespłacalnego nigdy kredytu moralnego, powodującego praktykę zachowań społecznych opartych na mojej odpowiedzialności za innych, odpowiedzialności nie mierzonej literą zobowiązań jurydycznych, ale poczuciem przyzwoitości postępowania wypływającym z przekonania o własnej niesamowystarczalności.

Polski ekonomista i filozof Kazimierz Rogoziński mówi o tego rodzaju postawie jako o procesie wewnętrznego dojrzewania, ale i samorozwoju, powracając znamiennym gestem w stronę Greków, z których czerpie pojęcie daimona, czyli „przemieszkującego w człowieku głosu boga”. Głos ten (możemy go pojmować jako głos sumienia) chroni człowieka przed pokusą wiary w niezłomność własnej racji, która w tym momencie niezauważenie może przeistoczyć się w system ideologii propagowany jako obowiązkowy wzorzec.

Warto wnikliwą uwagę Rogozińskiego uzupełnić o następujące spostrzeżenie: z lektury Platońskiego dialogu Obrona Sokratesa wynika wyraźnie, że rola człowieka mądrego (a takimi chcielibyśmy widzieć polityków) polega właśnie na szczególnej wrażliwości na ów przemieszkujący w nas głos, przy czym Sokrates przestrzega nas przed groźnym błędem. Otóż głos ów, daimon, który jest w nas głosem przyzwoitości starszej od prawa i prawo poprzedzającej, nie ma w żadnym wypadku charakteru ubezwłasnowolniającego człowieka. Niczego nie dyktuje i niczego nie każe; daimon nie jest głosem doradczym, bowiem bóg nie daje się sprowadzić do roli eksperta. Z wypowiedzi Sokratesa wynika wyraźnie, iż człowiek uczony postępuje kierując się nie radą, lecz przestrogą: „głos jakiś odzywa się, a ilekroć się zjawia, zawsze mi coś odradza, cokolwiek bym przedsiębrał, a nie doradza mi nigdy”.

Przyzwoitość nie jest więc głosem doradczym, lecz jakby odradczym, bowiem jako instrument odpowiedzialności nie może pozbawiać nas inicjatywy, ani własnych decyzji. Człowiek mądry, człowiek przyzwoitości może nie wiedzieć co się robi, ale musi wiedzieć czego się NIE robi. Ta bardzo dzisiaj rzadka nauka i postawa polityka jest bezcenna dla jakości życia społecznego. Przyzwoitość jest bowiem relacją sprzed prawa i – potwierdźmy spostrzeżenie Rogozińskiego – tego typu relacje „nie dają się wpisać w biurokratyczno-prawny system wartości”. Spoglądając z należnym krytycyzmem na działania polityków bez konsekwencji, wspierajmy wszelkie skromne już, niestety, ślady przyzwoitości w życiu publicznym, bowiem to poczucie przyzwoitości właśnie może odnowić ducha polityki jako działania odpowiedzialnego.

Zagłosuj!

6 punktów
Fajne Nie lubię

Razem głósów: 18

Fajne: 9

Procent fajnych głosów: 50.000000%

Słabe: 9

Procent słabych głosów: 50.000000%

Ten wpis został dodany przez jednego z czytelników lub redakcję. U nas każdy może dodać coś od siebie:) Dodaj swój własny wpis!

Dodaj komentarz