Wcześnie o poranku, tuż po świcie ognista gwiazda przeciąga się leniwie po nieboskłonie. Jakby od niechcenia opuszcza mroku szlafmyce, by w swej wspaniałości górować nad maluczkimi. Złocista kula rozwarstwia niebios barwę, jak gdyby akwarelą pejzaż sama natura malowała. Tyle widzę na horyzoncie, przemierzając główną arterię Krasnej. Jeszcze sekunda, jeszcze parę metrów i dostrzegę majaczące w dali olbrzymy – panów tej krainy. To wyrosłe przed milionami lat szczyty Beskidu. Po raz pierwszy zauważam, że pasmo nie jest zielone, ani nawet brązowe. Góry z oddali wydają się być kobaltowe.
Więcej na Swoją drogą.
Zagłosuj!
Ten wpis został dodany przez jednego z czytelników lub redakcję. U nas każdy może dodać coś od siebie:) Dodaj swój własny wpis!